19a – Butrint (I) – najsłynniejsze ruiny Albanii

Budzimy się w dobrej formie. Jemy, zwijamy namiot i przed wyjazdem udajemy się znowu na plażę. Ale tym razem nie idziemy w lewo do hotelu, lecz 200 metrów w prawo wzdłuż kozich bobków i kamieni. A tam sympatyczne warunki do kąpieli i oczywiście żywej duszy:

Z tyłu widać Korfu, na które tym razem nie udamy się z prozaicznego finansowego powodu. Przeprawa samochodem dla naszej rodzinki, tam i z powrotem, kosztowałaby 500 zł. Za te pieniądze możemy zwiedzić niezły kawałek innej części Europy.

W Ksamil zatrzymujemy się przy centralnym skrzyżowaniu, gdzie w sklepie kupuję takie oto słodycze:

Na Bałkanach nie rozwinęła się tradycja ciastek takich, jakie mamy choćby u nas. Zapewne z powodu gorąca wykształciło się cukiernictwo niepleśniejące szybko. Nie wiem jak Wam, ale najlepsze ciastka zdarzyło mi się jeść na Słowacji: świeże, tanie i nie za słodkie (polskie, w większości są dla mnie paskudnie nafaszerowane cukrem).

Schodzimy w kierunku głównych plaż w Ksamil, bo chcę rzucić okiem na wysepki, które są tu przy brzegu. „Schodzimy”, bo zaparkować się tam nie da – wszystko w promieniu kilkuset metrów jest zaprane samochodami. Plaże przypominają mrowiska. Uciekamy tak szybko, że cykam tylko jedno zdjęcie.

Korzystamy z jedynego bankomatu w Ksamil i ruszamy na południe do Butrint.

Widoki pobliskiej laguny cieszą oko, a szosa jest prosto spod walca, choć jeszcze w moim przewodniku straszą. „Dojazd zajmuje dużo czasu w stosunku do odległości (co najmniej 1,5 godz. dla 20 km), droga jest to co prawda w znacznej części asfaltowa, ale bardzo wąska i kręta, miejscami wręcz niebezpieczna”. Dziś to już tylko historia – drogowa Albania zmienia się bardzo szybko.

Przy przeprawie promowej przez Kanał Vivari, u wejścia do zespołu archeologicznego, jest parking, gdzie (jeszcze!) za darmo można zaparkować auto. Na moich zdjęciach tego nie widać, ale Butrint to pierwsza oddalona od miasta atrakcja turystyczna na naszej trasie, gdzie spotykamy tłumy ludzi. (Wstęp za rodzinkę 31 zł – obejmuje także mapkę.)

Jak ktoś chce koniecznie postawić stopę na greckiej ziemi, to lądem do granicy greckiej jest stąd tylko 6 kilometrów. Na drugą stronę, poprzez kanał Vivari, można się dostać z użyciem wspomnianego promu – chyba jakieś 2 euro za auto, a piesi darmo.

Pozostałości greckie, rzymskie, wczesnochrześcijańskie, weneckie, Ali Paszowe – co kto lubi; kwintesencja Bałkanów i zarazem największe ruiny antycznego miasta poza Grecją i Włochami jeśli wierzyć przewodnikowi. Witamy w Butrint.

Z weneckiej wieży (powyżej) rzucają się do ucieczki francuscy żołnierze Napoleona. Stracili już pięćdziesięcioro ludzi, więc dowódca podejmuje decyzję o ewakuowaniu się do Trójkątnej Fortecy (poniżej) na drugim brzegu kanału Vivari. Potem zmuszeni będą uciekać na wyspę Korfu. Tymi, którzy ich wypierają są żołnierze Ali Paszy. Przewodnik błędnie podaje, że Trójkątna Forteca jest bizantyjską twierdzą – Wenecjanie postawili ją w 1490 roku, aby kontrolować wody między Korfu a lądem stałym.

Butrint z czasów hellenistycznych:


(Wszystkie wykorzystane tu zdjęcia i rysunki Butrint z lotu ptaka są ze strony http://butrint.com)

Blisko wejścia, przejaw przedsiębiorczości: miejscowi rzemieślnicy sprzedają kopie mozaiki, jakie przyjdzie nam wkrótce zobaczyć. Są naprawdę ładne i żeńska część naszej rodziny traktuje to miejsce jako galerię handlową. Po pół godzinie rozterek wybierania, kobieca intuicja decyduje(?) się na dwie malutkie mozaiki po 6 euro każda. Niestety niedługo pamiątki spotka tragiczny los.

Po zakupach kierujemy się za tłumem, gdy nagle dostrzegamy moich znajomych, wujka Agapetosa i ciocię Apollonię z III w p.n.e.. Weszli do miasta tak jak my, mijając kramy handlujące wszystkim i niczym.
– Hej, jak leci – zagadnąłem.
– Na Zeusa, dobrze. Też przyjechaliście coś uleczyć?
– Nie. Wpadliśmy tylko z ciekawości. U nas na leczenie jeździ się do Częstochowy.
– A my przybyliśmy do Butrint po zdrowie. Anastasia ma parchy i liszaje, to wpadliśmy coś zaradzić.
– A ta Częstochowa to gdzieś w Ilirii?- zaciekawiła się ciocia Apollonia.
– Kawałek wyżej na północ.

Staliśmy koło świątyni Asklepiosa, zapewne najistotniejszego miejsca na półwyspie. Razem weszliśmy pokłonić się Bogowi Zdrowia, którego posąg stał w centralnym miejscu prastarego sanktuarium. (Tak, Asklepios wydaje mi się znajomym bogiem. Potrafi przywracać zmarłych do życia.)

Podążając za innymi pielgrzymami, doszliśmy do budynku skarbca, gdzie Agapetosa i Apollonia wrzucili monetę do kamiennej skarbonki z dziurami w wieczku, ofiarę dla bogów.
– Dam podwójnie – rzekła zdeterminowana Apollonia.
– Nie lepiej zapłacić dopiero jak już uzdrowi? – rzekłem nieopatrznie, ściągając na siebie nieprzychylne spojrzenie wchodzącego do świątyni kapłana.

Potem poszliśmy do świętego miejsca noclegowego, enkoimeterionu. To tu miała się odbyć główna część ozdrowienia. Asklepios przyjmował pacjentów głównie we śnie. Pacjent zasypiał i w sennym marzeniu objawiały mu się środki, które należy przedsięwziąć, aby ozdrowieć.
– A wy też macie Asklepiosa? – wujek Agapetosa chciał się dowiedzieć.
– Mamy trochę innych bogów zdrowia, nazywają się NFZ i ZUS.
– Zeus?! – ucieszył się wujek Agapetos.
– Nie. ZUS! – sprostowałem. – Ale działają podobnie: trzeba płacić, a pełne ozdrowienie udaje się tylko we śnie. Mamy też żonę Asklepiosa – Higienę – i jego węża w symbolu apteki.

Podeszliśmy do „studni” u stóp akropolu.

W rzeczywistości była to cysterna, do której wlewano wodę. Apollonia użyła wody do rytuału oczyszczenia i oferowała ciastka Mnemosyne, bogini pamięci. Inaczej jak mogłaby zapamiętać co objawi jej Asklepios w dzisiejszym śnie?
– Ostatnim razem jak tu byłam, Asklepios kazał mi przez tydzień obmywać parchy w tej wodzie. Pomogło.

Zostawiam ich samych przy „studni” i schodzę do amfiteatru, który pobudowano z pieniężnych ofiar składanych Asklepiosowi. Właśnie odbywa się tu nabożeństwo ku jego czci:  odśpiewywane są hymny pochwalne, a pielgrzymi opisują swoje uzdrowienia.

Potem ma odbyć się ceremonia uwalniania niewolników w imię Asklepiosa, co oczywiście obsługują kapłani. Informacje o tym znajdą się później w biuletynie informacji publicznej, czyli na murach i głazach.

Kapłanom zdaje się nie przeszkadzać woda, która nagromadziła się w amfiteatrze po ostatnich gwałtownych ulewach. Można by rozegrać jakiś mecz piłki wodnej starożytny Grecja kontra starożytny Rzym – myślę. Bilety po 2 drachmy. Kapłani powinni być zainteresowani.

CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Albania i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „19a – Butrint (I) – najsłynniejsze ruiny Albanii

  1. Pingback: TOP 10 ALBANIA – największe atrakcje turystyczne Albanii | Zaplanuj Twoją podróż po Bałkanach

Dodaj komentarz