3-4 Szybenik – jak Dalmatinac i Firentinac katedrę budowali

Tu zaczyna się chorwacka część Wyprawy The Best of Dalmacja. Pierwszy etap opisany jest tutaj

DZIEŃ 4

Szybenik.

Parkowanie poza strefą jest proste: jak tylko wjedziemy w strefę płatnego parkowania, zawracamy i obserwując znaki, zatrzymujemy się zaraz za strefą.

Katedra (wstęp 20 kun, czyli około 11 zł – przypomnę, że wszystkie podane tu ceny są za 2 dorosłych i 2 dzieci) raczej nie zachwyci laika, który nie wie czego w niej szukać i na co patrzeć. W porównaniu z francuskimi czy angielskimi gotyckimi katedrami nie ma aż tyle zdobień i nie jest też taka strzelista. I strzelista być nie mogła, bo zaczęto ją w 1402 kiedy jeszcze królował gotyk, a konsekrowano w 1555 roku, gdy gotyk był już niemodny.

Budowę w stylu gotyckim zainicjował Wenecjanin Antonio Dalle Masegne, którego dziełem jest niższa, gotycka część katedry. Jego następca Juraj Dalmatinac (ciekawe tłumaczenie włoskiego Giorgio Orsini :-)), odpowiada za renesansową część górną z późnogotyckimi elementami. Facet zdobył sławę w Wenecji, gdzie przyłożył rękę do katedry św. Marka i pałacu dożów.

W 1475 roku Juraj zmarł i robotę przejął Nicolo Fiorentino, zwany przez Chorwatów Nikola Firentinac. Ten też nie pociągnął długo – zszedł z tego świata w 1505 i jego działo kontynuowali mniej znani architekci. Katedra znalazła się na liście UNESCO jako modelowe połączenie gotyku i renesansu.

Szybenicka katedra jest największym na świecie kościołem zbudowanym wyłącznie z kamienia. Podkreślmy: wyłącznie, czyli nie użyto żadnych spoin, by kamyki połączyć. Są po prostu ściśle dopasowane, albo użyto kamiennych klinów.

Nawiasem mówiąc, jest to kamień z wyspy Brac, z którego zbudowano też Biały Dom, co jest chyba niezłą jego rekomendacją. Warto nadmienić, że odbudowując dach po zniszczeniach wojennych współcześni architekci nie umieli złożyć kamieni tak jak średniowieczny mistrz i musieli użyć cementu, by całość trzymała się kupy. To się nazywa postęp technologiczny…

Wnętrze katedry nas nie powala estetycznie, choć doceniamy jego oryginalność, bo przypomina grafikę – jest czarno-szaro-biało. Później okaże się, że to … brud dał taki oryginalny efekt, który, w wyniku nieuchronnej kiedyś renowacji, zniknie.

Bardziej niż wnętrze, ciekawe są rzeźby wokół katedry. Jedne źródła mówią o 71, inne o 72 lub 74 buźkach we fryzie – sami sobie policzcie. Ich autorem jest też Juraj Dalmatinac, który ewidentnie miał ubaw przy rzeźbieniu podobizn niektórych mieszczan:

I nie tylko mieszczan:

To już chyba nie jest dzieło Juraja, ale mnie ujęło:

No i trochę pornografii, czyli Ewa. I ta już na pewno nie jest dziełem
Juraja, tylko pochodzi z wcześniejszej, romańskiej świątyni:

Lew też jest romański:

Po oglądnięciu katedry, szwędamy się jeszcze trochę po okolicy, ale bez większego entuzjazmu. Miasto nas nie zachwyca. Może to jet-leg po podróży? Może to odniesienia do Rovinja albo Puli? Może klimakterium?

Facet pilnujący bielizny to oczywiście Jurij Dalmatinac, dzieło znanego rzeźbiarza, Mestrovica:

Piękny zegar…

Figi w pobliskim ogródku:

Wdrapujemy się wyżej. Z cmentarza i okolic jest niezły widok na centrum i okoliczne wyspy.

W czasie konfliktu bałkańskiego, Serbowie ostro ostrzeliwali Szybenik – ważne centrum przemysłu. Katedra też ucierpiała w czasie wojny. Wziąwszy pod uwagę, że zakłady przemysłowe są daleko od katedry, widać tu złą wolę Serbów, którzy chcieli zniszczyć także chorwackie dziedzictwo kulturowe. Gdzie jedne drzwi się zamykają, inne się otwierają: po zniszczeniu zakładów produkcyjnych, miasto postawiło na rozwój turystyki.

Skoro miasto nie przyciąga za bardzo uwagi, staram się skoncentrować bardziej na mieszkańcach:

Bezrobocie w Chorwacji wynosi około 17%.

Wchodzimy do jakiejś galerii. Ten pisak porusza się sam na sznurku i kreśli grawitacyjne obrazy:

I jeszcze kilka fotek Szybenika:

Na koniec wchodzimy do twierdzy św. Anny (widoczna z tyłu na poniższym zdjęciu). Mur i trochę kamieni w środku, plus niezły widok na miasto. Koszt 60 kun (około 34 zł). Można sobie darować. Proponuję wjechać normalnymi drogami na wzgórze nad miastem – widok równie dobry jak z twierdzy.

Szybenik nas nie zachwycił. Myślę, że można było się ograniczyć do katedry. Zostaje trochę czasu, więc udajemy się do Vodic, gdzie ma być akwarium. Wciąż mając w głowie wspaniałe akwarium z Puli, mamy nadzieję na powtórkę. Niestety, akwarium w Vodicach, to dziadostwo – kilka zbiorników z niezbyt porywającymi rybkami i po 20 minutach jesteśmy gotowi wychodzić. Koszt 80 kun (około 45 zł) – po raz drugi tego dnia mamy poczucie zmarnowanych pieniędzy.

Zaintrygowały mnie jedynie muszle o nazwie „Ljudsko srce„. Trzy takie muszle położone koło siebie…. Cortazar pewnie ułożyłby z tego romantyczna historię miłosnego trójkąta.

Samo miasteczko wydaje się mieć więcej charakteru niż Szybenik, ale nie mamy juz sił, aby się po nim przejść.

Na Camp Tomas zapada zmrok. 21:00. Ciemno, ludzie w większości siędzą w namiotach przygotowując się do snu. Nagle w pobliżu rozlega się ryk muzyki puszczonej na fula. Okazuje się, że to Polacy, starzy bywalcy tego kempingu, rozpoczynają imprezę. Po 15 minutach jazgotu ktoś do nich podchodzi i zwraca uwagę. Ściszają o 30 procent, ale po 5 minutach słychać wrzask jakiejś idiotki, „Chcemy się bawić! Mamy wakacje!” i muzyka zostaje z powrotem puszczona tak głośno jak sprzęt pozwala. „Jesteś szalona” przetacza się przez namioty Czechów, Holendrów, Francuzów – Polacy się bawią, inni też muszą. Około 22:00, jazgot disco polo zostaje ściszony. Reklama polskości zakończona.

Od tej pory, kiedy widzimy przykład głupoty lub chamstwa, komentujemy z Moją Lepszą Połówką: „Jesteś szalona, mówię ci…”

***

Wróćmy się jeszcze na moment do tego, co było wczoraj.

DZIEŃ 3

Ruszamy na Letenye i bez większych problemów odnajdujemy przejście drogowe dla nie-autostradowców. Krótki rzut oka celnika Chorwata w dokumenty i jesteśmy w Chorwacji. Przedzieramy się przez deszcz, a mnie kołacze się po głowie niezabrany kabelek do przerzucania zdjęć na komputer. W Cakovec dostrzegamy centrum handlowe i zjeżdżamy do niego. Znajduję coś na kształt sklepu „nie-dla-idiotów”, tylko sporo mniejsze i z nadzieją pytam o kabelek pokazując mojego małego Canonka. Pierwszy, młody sprzedawca, kiwa przecząco głową (mi się słabo robi), ale drugi, z miną starego wygi, bierze aparat z ręki, wlecze gdzieś w kierunku półek i po chwili triumfalnie przynosi co trzeba. Kabelek okazał się typowy!

Wychodzimy z „nie-dla-idiotów” w pełni szczęścia, a tu „niespodzianka”: deszcz, deszcz, deszcz. Zapada decyzja: wyłożymy na autostradę trochę pieniążków i za 4-5 godzin będziemy w Dalmacji, bo jak każdy wie „It Never Rains In Southern … Dalamtia”.

Jak pomyślał tak zrobił. Tylko przy dojeździe do autostrady jeszcze mała przygoda. Za te kilka monet co mi zostały z poprzedniego roku w Istrii postanawiam kupić bułki w piekarni. Pani pięknie nabija mi 8,40 na kasie, więc daję jej 10 lip. Ona czeka i patrzy się na mnie. Ja też czekam i patrzę się na nią.

Jak za długo sobie tak patrzymy, to zaczynam myśleć: może to nie jest tak, że 1 lipa równa się 100 maslinkom? (Na jednej z monet pisało „maslinka”…) Mam dobrą, ale krótka pamięć, więc takie skojarzenie mi ostało po ostatnim pobycie w Istrii. Błędne skojarzenie. Eureka: 1 kuna to 100 lip! Na szczęście kilka kun też miałem, więc zaspokoiliśmy finansowe roszczenia pani ekspedientki, ale wyszedłem z palącym pytaniem: w takim razie co to jest na cholerna maslinka? Po kilku dniach sprawa się wyklarowała, ze maslinka, (z niewiadomowego powodu, bo podobno słowiańskie języki są podobne), to oliwka . Jest taki program na Discovery: „Idiota za granicą” – ciekawe kiedy mają nowy casting…

Dziś przejechana trasa:

Pod wieczór, 15 km za Szybenikiem i za wioską Grebastica (jedyna zaznaczona w tym regionie na google.maps.pl) docieramy na Camp Tomas (http://www.camp-tomas.com). Właściciel(?) informuje nas, że z całych trzydziestu działek, zostało mu tylko jedno wolne miejsce. Zerkam jeszcze na sąsiedni kemping, równie mały, gdzie okazuje się, że nie ma w ogóle żadnego miejsca. No to skoro mamy wybierać, to wybieramy to jedno. (Kemping economy class – 124 kuny za noc, czyli jakieś 70 zł, licząc po 0,56 zł za 1 kunę ). W zapasie miałem jeszcze kilka innych opcji w pobliżu 50 kilometrów. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy: od wjazdu z okolic Cakovca do Szybenika zapłaciliśmy za autostradę 135 kun (około 75zł).

Camp Tomas jest położony na skarpach wzmocnionych kamieniami pośród sosenek. Parcele są ciasne, są też problemy z zaparkowaniem auta. Mam wątpliwości co do swojego hamulca ręcznego, więc zostawiam auto na noc na biegu, a dodatkowo blokuję wszystkie koła kamieniami. W ten sposób unikam w nocy koszmarów o Skodzie-amfibii, bo 50 metrów poniżej nas jest morze i auto mogłoby się swobodnie stoczyć, (z kolei 50 metrów u góry jest Jadranska Magistrala, którą przyjechaliśmy, a z której inne auto może się stoczyć na nas.)

A oto nasz apartament na Camp Tomas. Drugi namiot przysłoniła zielona osłona plażowa, gdzie trzymaliśmy trochę betów:

Właściciel – miło z jego strony – podrzucił nam krzesełka, widząc, że zutylizowaliśmy do siedzenia leżące obok pustaki. Ziemia w około kamienista i przydał się zabrany z domu młotek, aby wbijać śledzie. No i faktycznie jest słoneczko: już za Zagrzebiem się zaczęło i nie skończyło do końca naszego pobytu.

Młody z młodą szybko wypatrzyli w zaroślach i kamykach jakieś białko zwierzęce, jak ta modliszka, rozgwiazda i gigant-osa:

Rzut oka na morze, a właściwie na zatokę i można iść spać. (Aha, plaża
mała z dużymi głazami, o które można się nieźle walnąć jak się brodzi
blisko brzegu.)

I tak, dzień trzeci, szczęśliwie, dobiegł końca.

ZAPEWNE BĘDZIE KONTYNUOWANE, CHOĆ KTO TO WIE NA PEWNO…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Chorwacja i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „3-4 Szybenik – jak Dalmatinac i Firentinac katedrę budowali

  1. Sympatyczna relacja, z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie!

Dodaj komentarz