3a – Rimetea/Torocko – Szeklerzy i unitarianie

DZIEŃ 3 (10 maja, piątek)

Budzi mnie chłód – ciągnie od strumyka i wąwozu. Jest 8 stopni. Zaciągam zamek w śpiworze. Nadal zimno, ale nie chce mi się sięgać po drugi śpiwór. Boli mnie też łeb, bo uaktywniła się nierówność między złożonymi siedzeniami, a resztą bagażnika. Trzeba będzie coś z tym dzisiaj zrobić… Do rana raczej męczę się niż śpię.

Kiedy X dowiaduje się, że jadę sam na mały urlop, dopytuje się mnie czy się rozwodzę. Y natomiast mówi, że też by sobie wyskoczył, ale tylko jakby mu żona pozwoliła. W jednym zdaniu, bezwiednie, ludzie określają naturę swoich związków.

Warto raz na jakiś czas rozstać się z partnerem, aby ponownie odkryć, że więź jeszcze istnieje, albo stwierdzić, że już jej nie ma. Są też inne powody dlaczego ludzie robią czasem coś samemu, ale te nie są już tak interesujące.

Chwilowo podążam szlakiem Makłowicza – kieruję się do Rimetea (węg. Torocko), wioski Szeklerów.

Z wiki: ”W miejscowości zachował się dawny układ architektoniczny z zespołem niemal identycznych XVIII-wiecznych domów mieszkalnych wzniesionych w stylu sasko-siedmiogrodzkim.” Niewykluczone, że za jakiś czas wpiszą wieś na listę UNESCO.

Zanim ruszę na oglądanie, siadam przed budą z fast foodem i usiłuję dojść do siebie po nocy sącząc kawę za 2,5 lei. Potem biorę drugą i trzecią. Życie się toczy powolutku: ktoś idzie do sklepu, ktoś z niego wychodzi, jedno auto zajeżdża na parking, inne odjeżdża, ludzie zagadują do siebie. To nie jest cukierkowa wieś – tu życie wciąż się autentycznie toczy.

Turystów nie ma, dopóki nie pojawia się wycieczka węgierskich nastolatków – madziarska wyprawa na wschodnie kresy. Po twarzach młodzieży mogę odczytać, kto zawalił dzisiejszą noc tak jak ja. Potem rozchodzą się, a ja zostaję z garstką impulsów chemiczno-elektrycznych – swoimi myślami – „ogromem rzeczy nieistniejących – jakby pewnie powiedział Miłosz.

Co do Złotych Szeklerów, to pojawili się tu w XIII wieku zasiedlając ziemie spustoszone przez Mongołów. Ich nazwę można by przetłumaczyć jako „strażnicy granic”. Węgierskie pochodzenie Szeklerów nie jest do końca udowodnione. Szeklerem był … literacki Drakula.

Dziś przyznają się raczej do narodowości węgierskiej niż szeklerskiej i jest ich w Rumunii około 650 tysięcy, co znajduje odbicie na tej mapie pokazującej już i Szeklerów i Węgrów jako jedną nację w krainie zwanej historycznie Szeklerszczyzną:

Ruszam poszwendać się po Torocko – co zajmie ponad dwie godziny, choć większości ludzi wystarczy zapewne 30 minut. Ale ja mam czas i brak planu. Nie wiem czy pojadę dalej na południe, czy może wdrapię się na Szeklerską Skałę. Po rumuńsku góra ta nazywa się Piatra Secuiului , po węgiersku Székelykő i ma 1129 m n.p.m. – wygląda majestatycznie jako samotny masyw:

Charakterystyczne drzwi prowadzące do piwniczki każdego domu:

Jeden z mieszkańców zrobił sobie w takiej piwnicy kapliczkę:

To chyba pokazuje czym zajmował się właściciel domu:

To kiedyś był staw. Dziś został ucywilizowany. Jakaś kobieta robi pranie i zastanawiam się czy swojego też tu nie zrobić, ale czuję lenia…:

Tutaj na lewo jest najstarszy dom we wsi, ale, że nie jest szczególny, cykam … dom obok:

Praktyczna informacja: na miejscu są tablice z planem wsi i opisem ciekawszych miejsc – po angielsku, jeśli Wasz rumuński i węgierski są słabe. 🙂

Idę na cmentarz. Podobno miejscowe nagrobki mają symbole pokazujące jaki zawód wykonywał zmarły. Czy to jest taki znak? Co robił ten zmarły?:

Ciekawa lokalna tradycja: między komorą grobową grobowca, a wejściem do niego, jest zasypany odcinek, zwany „rurą”. Od razu widać, że tu chowali górników:

Z cmentarza ładne widoki na Szeklerską Skałę. Nadal nie wiem czy mam ochotę na nią dzisiaj włazić czy nie…

Młyn wodny, a właściwie resztki tego co z niego zostało. W pobliżu zaczyna się szlak prowadzący na Szeklerską Skałę.

A to ciekawe przejście długości może 100 metrów, które skracało drogę z peryferiów do centrum:

Swojski zapach gnoju pieści zmysły:

Pani z muzeum etnograficznego (4 lei) akurat wychodzi. Na placach pokazuje mi, że za 10 minut wróci. Idę więc do sklepu „Magazin Mixt”, a tam znowu pani z muzeum – uśmiecha się i potwierdza, że zaraz wróci.

Międzynarodowym gestem rozpalania ognia kupuję sobie pudełko zapałek do kuchenki gazowej. Mistrz survivalu.

Nabywam też lokalny kaszkawał (ser) i wcinam go koło auta, pogryzając oliwkami ze słoika postawionego na masce samochodu. Jest twardy i chudszy niż polskie żółte sery. Czas leci…

Wreszcie muzealniczka wraca i razem z parą Francuzów wchodzę do małego muzeum.

Miejsce fajnie pokazuje jak żyła ta osada przez wieki. Aż ciężko uwierzyć, ale dawniej wszystkie uliczki były wybrukowane i wieś miała własną kanalizację. Jej prosperity zbudowało wydobycie złota, a później żelaza. Do kopalnictwa oczywiście ściągnięto Niemców, którzy mieli odpowiedni know-how.

Makiety dają pojęcie jak wyglądał cały proces wytopu żelaza. Nie będę się rozgadywał – najlepiej samemu zobaczyć na miejscu.

A to jest skrzynka na listy i pod nią krowia biżuteria:

Oraz mebelki nie-Ikea:

O stroju kobiet, dowiaduję się, że zmieniał się w zależności od wieku – osiągając apogeum zdobności przy okazji wesela. A potem, zamężna i dzieciata kobieta, skazana była na „gorsze” ciuchy. Okrutne podporządkowanie człowieka ślepej i potężnej rozpłodowości… Pretty little girl is climbing to the top. Her ageing takes her. Down, down, down …

Efekt końcowy wytopu wyglądał jak bochenki:

Wszystko się tu zawaliło koło 1880 wieku, bo powstały w okolicy inne centra wydobycia rud, wykorzystujące lepsze technologie i wioska się wyludniła – naturalny proces: zarówno to, że jakiś ośrodek przemysłowy kończy swój żywot z powodu konkurencji, jak i to, że ludzie przenoszą się tam, gdzie jest praca. A dzisiaj tyle biadolenia, że Polacy wyjeżdżają z kraju, albo fabrykę zamykają. Normalny porządek życia…

Jakby ktoś nie wierzył, że z żelaza wioska żyła, oto kawałek miejscowej sztuki użytkowej, jaki znalazłem przy jednym z domów:

W wiosce jest tylko jedna restauracja, ale to chyba nie jest ta w której jadł Makłowicz.

Tak czy siak, wstępuję do środka w poszukiwaniu słynnych rumuńskich zup: estragonowej i flaczków.

Flaczków nie ma, ale estragonówka– owszem – jest (8 lei). Przypomina mi szczawiową, tyle, że jest … estragonowa. Mniam.

Dokupuję jeszcze ciastko cynamonowe (6 lei):

Mam podejrzenia, że to po prostu wersja węgierskiego specjału: „zawijańca”, który nazywa się kalacs:

Cappuccino okazuje się być z proszku (zawsze bezpieczniej prosić o kawę z mlekiem!). Wyciągam od kobiety informację, że na szczyt Szeklerskiej potrzeba ze 2 godziny i 1 godzinę aby zejść.

Jest 13:30. Czuję się ociężały, więc jednak sobie daruję zdobywanie tej świętej góry Szeklerów, choć z pewnością byłoby to aktem pokutnym ze spora dawką cierpienia przy wchodzeniu. Skoro cierpienie uszlachetnia (jak głosi ludowa mądrość), to warto je zadawać, ale cóż, może następnym razem, gdy przyjadę z większym bagażem grzechów…

A tę panią już widziałem. Czy ja krążę tak jak ona w kółko i bez sensu? Mam nadzieję, że tak, że udało mi się już trochę osiągnąć ten stan wolności…:

To może jeszcze jedną kawę?

Pośrodku wsi kościół unitariański i cerkiew. Siedzę, siedzę i myślę.

76% mieszkańców Rimetea to unitarianie. Zapewne miałbym fory, gdybym im powiedział, że mieszkam koło jednego z gniazd arianizmu, rodowej siedziby Morsztynów. To między innymi stąd wiara ta promieniowała do nich, do Siedmiogrodu.

Pod Wieliczką, we wsi Raciborsko, wciąż są pozostałości dworu Morsztynów. Tam urodził się w 1621 roku i mieszkał barokowy „poeta od trupa” Jan Andrzej Morsztyn, którego przodkowie byli arianami. (Sam Morsztyn przeszedł na katolicyzm po 40-tce.) „Leżysz zabity i jam też zabity, Ty – strzałą śmierci, ja – strzałą miłości.”

W Polsce, początki Arian (zwanych też Braćmi Polskimi), sięgają 1562 roku, a ród Morsztynów przyczynił się do powstania jednego z pierwszym zbiorów ariańskich w Polsce i silnie wspierał to wyznanie.

O unitarianizmie (arianizmie), z mojej książki o Rumunii: „Ich religia jest nauka Jezusa, a nie nauką o Jezusie, toteż na swój emblemat, zamiast krzyża, wybrali białego gołębia.” Na szczycie wieży kościelnej prosta gałka zamiast krzyża.

Morsztyn, Modrzewski, Franklin, Jefferson, Darwin, Dickens – arianie…

Za wiki: „Pozycja kobiety w środowisku braci polskich była nieporównywalnie mocniejsza, niż pozycja innych protestantek oraz katoliczek. Zgorszenie i zdziwienie opinii publicznej wywoływał fakt, że w zborach ariańskich kobiety często wygłaszały kazania i nauki moralne. Jedną z podstawowych zasad arianizmu było partnerstwo w związku małżeńskim – ani żona, ani mąż nie mogli dominować.”

Czyli w takim związku mąż nie pytał się żony o pozwolenie wyjazdu i żona też nie. 😀

„Na płaszczyźnie doktrynalnej odrzucenie boskości Jezusa oraz roli Maryi jako „Matki Boga” skutkowało odrzuceniem ideału kobiety dziewiczej, niepokalanej i wybranej przez Boga. W rezultacie kobiety i ich rola społeczna były traktowane bardziej realistycznie i racjonalnie.”

Mówiąc w skrócie, gdyby w Polsce wygrał arianizm, zapewne nie byłoby „matki Polki”. 😯

Ale arianizm w Polsce nie wygrał. W 1658 roku polskim arianom dano do wyboru: albo przechodzicie na katolicyzm, albo konfiskata majątku i wygnanie. Ci, co wybrali to drugie, zawędrowali między innymi do Siedmiogrodu (jakieś pół tysiąca), a w szczególności do Cluj. Tak więc pierwsza duża emigracja z Polski wynikała z nietolerancji religijnej, o czym na lekcjach religii jakoś się nie wspominało. (Aby była jasność: arianizm rozwinął się w Siedmiogrodzie – m.in. pod wpływem polskich arian już w XVI wieku, a nie w dopiero w momencie wspomnianej religijnej emigracji z Polski. Między innymi w 1568 przyjął unitarianizm Jan Zygmunt – znany nam już syn Izabeli Jagiellonki.)

I znowu za wiki: „Sejm, skazując na banicję braci polskich w 1658 pominął kobiety ariańskie, z których wiele pozostało wraz z dziećmi w Rzeczypospolitej. Wkrótce zauważono, że i one, przyzwyczajone do pracy duszpasterskiej, mogą być „zarzewiem herezji”. W 1662 Sejm „naprawił pomyłkę” skazując na banicję także kobiety.”

Wiara w Trójcę Świętą, to coś, co zasadniczo różni unitarianizm od katolicyzmu. Dogmat został zatwierdzony w 325 roku, a Ariusz, który zwalczał teorię Trójcy umarł w 336 roku. Ojciec poza czasem, Syn w czasie – twierdził.

Kilkadziesiąt lat później teologowie dorzucili do „dwójcy” jeszcze Ducha Świętego i mainstreamowi chrześcijanie musieli już wierzyć w Trójcę.

Myślę o polskiej religijności: na pierwszym miejscu kult Jana Pawła II, na drugim miejscu Maryja, na trzecim Jezus, na czwartym Bóg Ojciec. Gdy porównamy ze średniowieczem, święci wydają się powolutku osuwać w rankingu. Duch Święty również w popularnej obrzędowości nie pojawia się często, jako zbyt abstrakcyjny.

Religia ewoluuje, choć mało kto to zauważa. Kult Maryjny – odrzucany przez arian – jest obecnie na fali wznoszącej. W średniowieczu ostatni dogmat maryjny został zatwierdzony w 649 (dziewictwo Maryi). Potem długo, długo nic, i w ostatnich 160 latach aż dwa dogmaty: o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny w 1854 i o Wniebowzięciu NMP w 1950.

W XVI wieku w Transylwanii wydano aż 22 dokumenty gwarantujące swobodę wyznania dla katolików, kalwinów, unitarian, luteran i tylko rumuńscy prawosławni chłopi nie zostali nimi objęci. Każda tolerancja ma swoje granice.

Na miejscowym kościele oczywiście ariańskie motto – tak jak w Cluj – że Bóg jest jeden. Ludzie kłócą się i zabijają o rzeczy, których nie widzieli i których nie sposób udowodnić.

Zapewne najlepszy komentarz w tej materii: „Historycy mogą jedynie ustalać, co się prawdopodobnie wydarzyło w przeszłości, a z definicji cud jest najmniej prawdopodobnym zdarzeniem. A zatem, z powodu samej natury badań historycznych, nie możemy potwierdzać historycznie, że cud prawdopodobnie miał miejsce. Z samej definicji cudu wynika, że nie miał. Historia może jedynie ustalać, co prawdopodobnie się zdarzyło. (Bart D. Ehrman, William Lane Craig)

„Egy az Isten!” (Bóg jest jeden!) – wciąż głoszą arianie, wbrew temu co gołym okiem może zaobserwować każdy kto podróżuje: bogów jest mnóstwo, gdziekolwiek się nie ruszyć…


CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Rumunia i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz