24a – Jezioro Szkoderskie – pożegnanie z Albanią

DZIEŃ 24

Na nocleg (51 zł) udało nam się dotrzeć zeszłego wieczoru na całkiem przyjemny kemping Lake Shkodra Resort(http://www.lakeshkodraresort.com/), leżący – jak sama nazwa mówi – nad Jeziorem Szkoderskim. Prowadzony chyba przez Anglika i Albankę, kemping trzyma porządny standard toalet, co niestety nie wzbogaca tytułowego wątku tej relacji. Jest tu też ładnie przystrzyżona trawka, ławeczki z widokiem na jezioro, mały bar i mało ludzi, a nasi sąsiedzi, okazują się być Polakami. Baldachim do robienia cienia namiotom, oceniamy jako niezasłużony luksus:

Zaliczamy też dosyć specyficzną kąpiel w Jeziorze Szkoderskim. Specyfika ta wynika z tego, że można wejść na kilkadziesiąt metrów w jezioro i wciąż mieć wody po pas, a ponadto jest tu duża ilość wodorostów. Temperatura wody więcej niż zadowala mój wewnętrzny termostat.

Trochę smutno, że zaraz opuścimy ten fascynujący region, który jeszcze niedawno był terra incognita.

Jest rok 1860 Johann Georg von Hahn, austriacki konsul we wschodniej Grecji, wpada na pomysł ekspedycji w górę rzeki Drin, o której pisze, że “to najmniej znana ze wszystkich rzek w Europie, chociaż wpada do Adriatyku zaledwie 10 mil od południowej granicy Austro-Węgier. Nikt przede mną nie podróżował te dwadzieścia godzin wzdłuż rzeki pomiędzy punktem w którym obie dopływy się łączą i płyną razem do wybrzeża.”

Okolice Koman:

Arcyksiążę Maksymilian – późniejszy cesarz Meksyku – wspiera ekspedycję i sponsoruje przenośne łodzie, a von Hahn pisze do Akademii Nauk w Wiedniu prośbę o dobrego fotografa. Ta dostarcza fundusze i wysuwa propozycję Josefa Szekely, wiedeńczyka urodzonego nad Balatonem, który mimo tytułu magistra z farmacji oraz doktoratu z chemii, został zawodowym fotografem.

Okolice Koman:

12 sierpnia 1863 von Hahn ląduje w Durres i podróżuje wzdłuż wybrzeża do Szkodry, gdzie spotyka się z Szekely i trzema innymi osobami. To w Szkodrze, Szekely robi pierwsze zdjęcia, a potem ekspedycja przemieszcza się łodziami w górę rzeki Drin, mijając m.in. Deja, Vjerdha, Koman. Koło Toplana rzeka zwęża się tak, ze nie są w stanie płynąć i Szekely, który ma dużo ciężkiego sprzętu do fotografowania, musi zawrócić do Szkodry, a reszta kontynuuje wyprawę lądem.

Spotykają się ponownie w Prizren, dzisiejszej stolicy Kosowa, a wtedy największym mieście Albanii z 46 tysiącami mieszkańców i 26 meczetami. Tu Szekely robi 5 zdjęć. Opuściwszy Prizren, grupa wraca na Czarny Drin i udaje się w kierunku Debaru. Region ten nigdy nie był eksplorowany i ma reputację jaskini zbójców. Udaje się im jednak wyjść bez szwanku. Jedynym problemem jest akcent miejscowych, których von Kahn, choć zna albański, nie potrafi zrozumieć.

W Debarze Szekely robi dwa zdjęcia. To strasznie pracochłonne zajęcie, gdyż jedno ujęcie wymaga nawet dwie i pół godziny. Von Hahn notuje: „fotografia to nie jest coś co można robić na boku – można albo podróżować, albo robić zdjęcia.”

Debar:

Opuściwszy Debar docierają nad Jezioro Ohrid. W Ochrydzie spędzają 10 dni robiąc 11 zdjęć miasta i okolic, w tym monastyru św. Nauma – przypuszczalnie jedynej jego fotografii przed pożarem w 1875 roku.

Monastyr św. Naum:

Ochryda:

Ochryda:

Ochryda:

Dalej ekspedycja kieruje się nad Jezioro Prespa, Bitolę, Prizren i w końcu dociera do Salonik.

Albanka:

Publikacja zdjęć okazuje się zbyt kosztowna dla Wiedeńskiej Akademii Nauk i wkrótce kolekcja zdjęć znika na prawie 100 lat, aby zostać odnaleziona w 2000 roku w Austriackiej Bibliotece Narodowej. Przypuszczalnie kolekcja Szekely’ego zawiera najstarsze zdjęcia Albanii (jest tylko jedno starsze z poza kolekcji), Kosowa i Macedonii. Całość kolekcji można zobaczyć w Austriackiej Bibliotece Narodowej w Wiedniu i na stronie Roberta Elsie (http://szekely.albanianphotography.net/), w oparciu o którą, stworzyłem opis tej fotograficznej przygody.

W pobliskim Koplik zatrzymujemy się, aby zatankować i zrobić zakupy. Przy okazji udaje nam się zobaczyć jak Albańczycy świętują ślub. Klimaty godowe – jak widać – przeplatają się z patriotycznymi.

Dla nieznających warunków drogowych w albańskich miastach, krótka lekcja poglądowa jak się tu jeździ:

Siadamy w knajpce i oddaję się temu, co bardzo lubię: obserwacji codziennego życia. Kawa jest nieprzyzwoicie tania: aż wstyd mi, że płacę tylko 2 złote. W tej knajpie, po raz pierwszy w Albanii, zdarza mi się, aby ktoś chciał wyżebrać ode mnie jakieś pieniądze.

Nie mógłbym wyjechać stąd, nie spróbowawszy ichniejszego sportu narodowego, czyli wizyty w myjni. Ten pan sprawnie przywraca blask(?) mojemu autu za 3 złote (auto trochę więcej warte niż 3 zł, ale niedużo więcej):

Z powyższego zdjęcia da się wyciąć dwa inne ujęcia, co wnosi nowe spojrzenie na uroki albańskich myjni:

Pożegnalne spojrzenie na Koplik i mkniemy wzdłuż Jeziora w stronę Czarnogóry:

Tu rodzi się pomysł na straszliwy horror, w którym stado olejożerczych kóz napada na stację benzynową i wypija całego diesla z dystrybutorów, a następnie morduje zatrzymujących się tu nieopatrznie kierowców, aby opróżniać im baki.

(Albański) orzeł może. Potrafi na 4 metrach kwadratowych zrobić klinikę dentystyczną, potrafi też i market:

I tak kończy się albańska część wyprawy i przechodzi w czarnogórską.

CIĄG DALSZY (w Czarnogórze)>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Albania i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz