4c – Co sapie w Sapareva Banja

Moja Lepsza się nie odzywa. Liczyłem na szybką odpowiedź w sprawie warsztatu Skody, a tu minęło prawie pół dnia i żadnego smsa… Dzwonię do siostry Mojej Lepszej i proszę, by wybrała się sprawdzić czy wszystko ok. Do zepsutych hamulców dołącza się niepokój o to, co się dzieje w domu.

Wysyłam też sms do przyjaciela z prośbą o przeszukanie internetu pod kontem wspomnianego warsztatu Skody. Wkrótce dostaję odpowiedź z adresem w Sofii. Nie planowałem Sofii, ale trudno, trzeba będzie zmienić plany.

Zjazd w dół przebiega bezproblemowo. Hamulce pracują bezproblemowo i diabeł kusi, aby zlekceważyć to co się działo rano. Ale diabeł ma pecha, bo decyzja już zapadła.

Lecz co to? Za oknem zauważam coś dziwnego i postanawiam zaparkować auto.

No i owszem, przypominam sobie, że w Sapareva Banja jest największy gejzer na Bałkanach. Nietrudno mu być największym, bo jest też w tym regionie jedynym. (Choć na południe od Polski znajduje się jeszcze jeden gejzer – miłośnicy dawnej monarchii austro-węgierskiej będą wiedzieć gdzie.)

Już Rzymianie docenili ten region z powodu źródeł. Jeśli miejscowość nazywa się „banja”, to musi mieć termy i tak jest też w tym przypadku. Za Rzymian miejscowość nazywała się Germania.

I tu małe zdziwko, bo etymolodzy wywodzą słowo „germania” od trackiego „gorąca woda”, a German był prawdopodobnie trackim bogiem ciepła.

Tak słowo przeniknęło do języka Rzymian, by opisywać ludy, z którymi walczył Juliusz Cezar. No i co się dziwić, że Niemcy tacy agresywni jak w gorącej wodzie kąpani…

Chodzę wokół, starając się uchwycić jak woda miesza się z chmurami.

Taki gejzer, to właściwie ziemia kopulująca z niebem za pomocą żywiołu wody
W przypadku tego konkretnego gejzeru pełna gratyfikacja następuje co jakieś 20 sekund.
(Uwaga: zdjęcie może zawierać treści niecenzuralne. Jeśli nie masz 18 lat, przeskocz je. Zresztą lepiej przeskocz wszystkie zdjęcia w tym poście…)

Szwendam się bez celu, czekając na sms z domu. Sofia nie uśmiecha mi się. Za chwilę będę musiał jechać ze dwie godziny, rano kupić mapę miasta, szwendać się sporo zanim znajdę warsztat, czekać Bóg wie ile, cały dzień zmarnowany…

Tymczasem przychodzi wiadomość od szwagierki. Z Moją Lepszą wszystko ok – telefon jej się dziś wyładował… Wkrótce też mam sms od Mojej Lepszej, że znalazła autoryzowany warsztat Skody w Błagojewgradzie. Huurra! Biorę od niej jako takie namiary i wracam do miasta, które wydaje mi się już bardzo znajome.

Parkuję byle gdzie i ruszam do centrum na mecz Holandia – Argentyna. I tu zaskoczenie, bo w porównaniu z poprzednim meczem w pubach raczej pustki. W „moim” pubie spotkanie ogląda tylko jeszcze kelnerka i barman. Kto wie czy nie byliby radzi, aby mecz się skończył jak najszybciej i mogli pójść do domu…

Po meczu kieruję się na peryferie miasta, gdzie mniej więcej powinien być warsztat – chcę mieć rano blisko. Parkuję na pustym poboczu średnio ruchliwej drogi, naprzeciwko jakiejś stacji z gazem.

Cerkiewka w Sapareva Banja:

Nie mija 20 minut, które spędzam na przerzucaniu ciała z jednego boku na drugi, gdy za mną parkuje jakiś pojazd i razi światłami.
Policja.

Otwieram drzwi i wychodzę na bosaka. Na zewnątrz dwoje policjantów już latarką oświetla moje auto.
– Co tu robicie?
– Śpię.
– Opasno! – mówi policjant, a ja od razu załapuję, że to słowo znaczy „niebezpiecznie”, choć przecież mogłoby znaczyć „Kretyn!”, „Ciekawe!, albo „Pitolisz!”.
– Opasno? – ciągnę rozmowę przy pomocy prostego zabiegu retorycznego.

– Da! Banditi coś tam coś tam coś tam… – tłumaczy policjant. Generalnie wystarczyło mi to „banditi”, aby wiedzieć co mają na myśli, ale kulturalnie dalej zagaduję.
– Banditi?
– Da! Coś tam coś tam coś tam… – mówi policjant.
Nie mam teraz punktu zaczepienia, aby kontynuować naszą rozmowę, więc tylko kiwam głową i wyrzucam z siebie krótki tekst.
– Hmmm…

Policjant też wyczuwa, że wspólne tematy nam się wyczerpały i rekomenduje udać na stację benzynową pół kilometra stąd.
Roztropnie zapytuję go jeszcze gdzie tu jest warsztat Skody. Wskazuje mi boczna uliczkę i mówi, żeby jechać do końca. Sam w życiu bym tam jutro nie trafił…

OK. To jadę na tę stację benzynową. Czuję jednak, że coś zostało dziś bezpowrotnie zabrane. Zabito moje poczucie bezpieczeństwa w Bułgarii.


CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bułgaria i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz