7e – Jezioro Vlasina – opowieść o Łukaszu w tureckiej toalecie

Pogoda się pogarsza i zaczyna lać jak z cebra. Aby nam się nie nudziło po drodze, wymyślę może jakąś historyjkę… Jej tematem niech będzie turecka toaleta. W gruncie rzeczy to ją umieściłem w temacie wyprawy, a już dawno nic o niej nie pisałem. Trzeba jakoś nadrobić zaległości…

Łukasz postanawia udać się do toalety, zaraz po tym, jak wraca z niej Milinka. Poznali się godzinę temu, gdy Łukasz zaczepił ją na ulicy. Od zapytania o drogę, do zaproszenia na kawę, było piętnaście sekund, a do samej knajpy dwa kroki.
Milinka siada zatem przy stoliku, a Łukasz podnosi się mówiąc z uśmiechem, że teraz jego kolej, i kieruje się do ubikacji w głębi korytarza, na tył knajpy.
Toaleta jest duża – to właściwie pokój trzy na trzy metry, estetyczny, wyłożony białymi flizami. Dziura – stwierdza Łukasz mlaskając z niezadowoleniem. Dziura zamiast sedesu. Turecka toaleta. Ciężkie westchnienie, mówi się trudno. Łukasz przypomina sobie radę dotycząca takich toalet, znalezioną na pewnym podróżniczym forum: ściągnąć spodnie i położyć gdzieś na boku, bo łatwo można zabrudzić nogawki podczas wypróżniania.
Łukasz znowu wzdycha, ściąga spodnie i wiesza na wieszaku. Po namyśle ściąga też majtki i podkoszulek – a po co ryzykować? W samych adidasach zajmuje pozycję na przeznaczonych na stopy miejscach i zabiera się do wypróżniania.

Właściwie trochę mu się spieszyło. Poganiał go niezbyt nieświeży hot dog, który stał się jego śniadaniem kilka godzin temu. Rozwolnienie zakrzywia czas i sprawia, że płynie on zdecydowanie szybciej, aż do momentu, kiedy nie znajdziemy się w ubikacji.
Gdy jelita przestają już pracować, Łukasz wyciąga rękę po papier i … Papieru nie ma. Łukasz rozgląda się wokół. Nie ma papieru i nie ma nic, co mogłoby go zastąpić. Pot występuje Łukaszowi na czoło.

Wtedy przypomina sobie, że owo forum podróżnicze wzmiankowało, że miejscowi radzą sobie bez papieru, używając zamiast niego lewej ręki. Łukasz znowu wzdycha, głośniej niż poprzednim razem, zamyka oczy i przystępuje do zastępowania papieru lewą ręką.
Czy to stres, czy kolejny skurcz jelit, czy zmęczone pozycją kolana, nieważne, Łukasz traci równowagę, macha rękami i leci na podłogę do tyłu. Intuicyjnie wyciąga rękę by się podeprzeć przy kontakcie z ziemią i niemal mu się udaje. Między niemal, a całkowicie, jest różnica kilkunastu centymetrów. „Niemal” oznacza, że jego ręka wpada do dziury, do której właśnie się wypróżniał. Niestety nie jest to lewa ręka, tylko prawa, której nie używał do udrożnienia końcowego odcinka odbytnicy.

Łukasz zachowuje spokój. Powoli wyciąga rękę, podnosi się i idzie do umywalki. Ręka jest nie tylko brudna, ale i boli. Łukasz odkręca kurek i … Woda nie płynie. Łukasz potrząsa głową jak człowiek, który nie wie, że zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, w nieskończonym wszechświecie, każda sytuacja, musi się wcześniej czy później wydarzyć.
Łukasz wali dłonią w kurek ze złością, ale nic to nie zmienia, więc Łukasz szarpie kurek jeden raz, drugi, trzeci …. Złość zalewa go od stóp do głów. Zapiera się nogami o ścianę szarpie, szarpie, szarpie… Zmurszały kurek stęka i odrywa się od ściany. W ścianie pozostaje rura i otwór, ale nie leje się z niego nawet kropelka. Gdy kurek odpada, niczym podróbka Spidermana, odpada od ściany także zapierający się o nią nogami Łukasz i ląduje na podłodze z kurkiem w ręku. Czuje, że wygląda idiotycznie, więc ciska go na podłogę, masuje obolałe plecy i wstaje.

Rozgląda się wokół. Nic, nawet szmaty, aby ręce obetrzeć. Nadchodzi druga fala gniewu i frustracji, ale z nią pojawia się też i pomysł. Łukasz podchodzi do ściany – jak wspomniano wcześniej, wyłożonej po sam sufit flizami – i zaczyna obcierać ręce o ich biel.
Złość powoli ustępuje, bo Łukasz zaczyna czuć, że odzyskuje kontrolę nad biegiem wydarzeń. Zamiast gniewu, w Łukaszu zaczyna kiełkować inwencja. Wkrótce na ścianie pojawiają się: brązowawy domek, brązowawe drzewko, brązowawe słoneczko.
Rozluźnionemu już Łukaszowi, przypominają się czasy szkolne i między domem a drzewem, z wyraźną satysfakcją, rysuje szczegół anatomiczny w dużym rozmiarze. No, jedna ręka jest już niemal czysta – cieszy się.

Nadchodzi czas na twórczość drugiej, wciąż brudnej ręki. Aby namalować chmury Łukasz zaczyna podskakiwać i robić zamachy. Podskok, szeroki ruch ręką i mamy kłębiastą chmurkę. I jeszcze raz hop do góry i ruch ręką! I hop… Wtedy Łukasz słyszy za sobą dźwięk.

***
Pani Bojana pracuje w tej knajpie od 10 lat. Niedawno skończyła 87 lat, ale wychowana na roli, na wsi, wciąż ma wystarczająco sił, by myć tu naczynia i sprzątać. O trzynastej, jak zwykle udaje się do toalety, aby posprzątać ją po przedpołudniowych i południowych gościach. Raźnie pcha drzwi, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w środku.
Tak, już wiecie, że w nieskończonym wszechświecie, musi się zdarzyć, że jak rozwolnienie pcha nas do aktu wypróżniania, to czasami zapominamy zasunąć skobel…

***
– Pani Bojano, mówi pani, że zobaczyła pani nagiego mężczyznę w adidasach, podskakującego i malującego na ścianie chmury, ręką umazaną kupą? – policjant uważnie patrzy na panią Bojanę półleżącą na krześle i wachlowaną przez Jovankę, kelnerkę z rannej zmiany.

***
Gdy Łukasz słyszy hałas za sobą, niemal zawisa nieruchomo w połowie kolejnego podskoku, którego efektem miał być cirrostratus. Ale może mu się tylko tak wydaje, że zawisa, bo bywa i tak, że czas się zatrzymuje niczym stopklatka. Potem powoli, ale to powoli, Łukasz obraca się. Przed nim stoi staruszka z mopem i wiadrem. Gdy Łukasz kończy obrót i stają en face, mop wysuwa się jej z dłoni i leci na podłogę z wielkim – tak się wydaje Łukaszowi – rumorem.
W kolejnej sekundzie staruszka wydaje agonalny wrzask, który przeszywa powietrze z prędkością – definitywnie – większą od prędkości dźwięku, i idzie w ślady mopa, czyli przemieszcza się gwałtownie i nieintencjonalnie na podłogę.

***
Milince podoba się ten facet. Dobrze się z nim gada, jest przystojny, no ma to coś! Nie, nie ma się co dziwić, że tak łatwo dała się zaprosić na kawę. Nie można było przepuścić takiej okazji – myśli i uśmiecha się do siebie.
Gdy rozlega się zwierzęcy krzyk przerażenia, Milinka zrywa się z miejsca i rusza w kierunku korytarza, który prowadzi do toalety. Jest pierwszą, która tam dociera.
Na środku toalety leży staruszka. Pod ścianą stoi nagi Łukasz w adidasach. Ręce ma wysmarowane – tak, Milinka nie ma wątpliwości! – ręce ma wysmarowane gównem.
Milinka przenosi spojrzenie za Łukasza. Tam, gdzie jeszcze niedawno świeciła czystością biała ściana (Milinka była tu przecież kwadrans temu.), widnieją dziecinne bohomazy: gówniane chmurki, gówniane słońce, gówniane drzewo i gówniany domek. Między domkiem a drzewem artysta namalował gigantycznego penisa. Też gównianego. Na podłodze leży urwany kran i mop.

Mniej więcej wtedy w ścianie coś zaczyna bulgotać, i z rury, którą kiedyś wieńczył kran, wystrzeliwuje woda pod dużym ciśnieniem, jak to zwykle w rurach bywa. Strumień trafia Łukasz, który odskakuje na bok. Z korytarza dochodzi dźwięk nadchodzących ludzi. Łukasz łapie swoje ubrania z haka, otwiera okienko, w które toaleta jest zaopatrzona, i migając Milince gołymi pośladkami, znika na zewnątrz.
Milenka odwraca się, bierze swoją torebkę ze stolika i wybiega z knajpy. Milinka nie jest pewna, czy będzie mogła pochwalić się przyjaciółkom, że spotkała niezwykłego faceta…

***
Vasko Dučić, policjant z tego serbskiego miasteczka, zamyka notes i patrzy na panią Bojanę. Po chwili odzywa się.
– Pani Bojano, ma pani już swoje lata i kłamanie zupełnie pani nie wychodzi. Nic się pani nie stanie, tylko proszę mi jedną rzecz powiedzieć. Po prostu jestem ciekaw. To, że pani obsmarowała ściany gównem, ze złości na właściciela knajpy zapewne, jeszcze potrafię – choć z trudem – zrozumieć, ale jak, na Miłość Boską, w tym wieku, udało się pani urwać ten kran?!

Jak widzicie, udało nam się jakoś przeczekać deszcz i teraz powraca słoneczko, oraz pojawia się tęcza:

Nasze kolejne obserwację krążą wokół zwierząt.
Tu jakiś sokół:

Tu kolejne wcielenie Bożka Pana, czyli jak koza próbuje odwrócić ewolucję i stać się ponownie kozicą:

A tu nasza kolacja, która przebiegała(?) przez drogę:

Jeszcze mały sampling miejscowego krajobrazu i wsi:

I tak dojeżdżamy nad Jezioro Vlasina:

Na Jeziorem Vlasina znajduje się nasz kolejny kemping. Jest położony malowniczo nad wodą, choć samo jezioro za piękne nie jest. To sztuczny zbiornik zbudowany na bagnach. Znajduje się dosyć wysoko, bo na 1211 metrach n.p.m. Ze względu na tamę nie wolno fotografować i są zakazy biwakowania na dziko – po raz pierwszy widzę je w Serbii. Cena za nocleg – jak to w Serbii – powalająca: 20 zł.

Idziemy z Moją Piękną sprawdzić toalety. Śmierdzi, a na potrzebujących dłuższego posiedzenia oczywiście czekają tureckie toalety. Chce się uciekać, ale skoro już tu przyszedłem, postanawiam powierzyć swoją potrzebę jednemu z pisuarów. Chwila błogiego relaksu i … czuję ciepło na swoich osandałowanych stopach.

Zerkam na dół i wow! Pisuar ma rozwalony dół, tak, że mocz wycieka z niego i oblewa nogi stojącego przed nim delikwenta. Wszystkie inne pisuary mają tę samą cechę, a zatem wygląda to na celowe, pomysłowe rozwiązanie sanitarne. Po co marnować mocz? Czyż nie warto wykorzystać go? Mocz to dosyć sterylny płyn i w krajach gdzie brakuje wody, pomaga utrzymać stopy wolne od grzybicy. No i nie traci się czasu: sikanie i mycie w jednym. To ważne w czasach, kiedy każdy żyje w pośpiechu.

Wypadam z ubikacji z okrzykiem „Eureka!” 💡 na ustach, a z części damskiej wybiega Moja Lepsza z okrzykiem „Masakra!”. Dzielę się z nią serbskim pomysłem na oszczędność wody i walkę z chorobami skórnymi, ale ona nie podziela mojego entuzjazmu i nie widzi możliwości zastosowania moczu w naszej rodzinnej higienie. Wręcz zarzeka się, że więcej nie zaglądnie do swojej części bloku sanitarnego. Jak ten blok obserwuję, to niemal nikt do niego nie zagląda…

Kładę się spać. Zanim zasnę, pomysły na biznes sypią się jak z rękawa: „Urynianka”, „Serbianka”, „Nocnik Zdrój”, „Grzybostop”…

Na namiot leje się deszcz, który tylko na kilka godzin nam odpuścił. (Dobrze, że zdążyłem zasunąć dach.) Właściwie to fajnie zasypiać przy deszczu, ze świadomością, że udało się zapobiec grzybicy.


CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Serbia i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „7e – Jezioro Vlasina – opowieść o Łukaszu w tureckiej toalecie

  1. Albar pisze:

    Nie wyświetlają mi się zdjęcia. Ktoś jeszcze tak ma?

    • panhoryzontu pisze:

      Niektóre zdjęcia sa linkowane z imageshack, który kiedyś był darmowy, potem stał się płatny. Tam jest teraz jakiś limit albo transferu albo oglądanych zdjęć, który sie zeruje od pierwszego nowego miesiąca, chyba, że znowu kolejne ograniczenia wprowadzili… 😦

      A ja nie mam czasu tego przerzucać znowu gdzięś indziej…

Dodaj komentarz