15b – Albańskie Jezioro Ochrydzkie – pierwsze wrażenia

(To jest dalszy ciąg Wyprawy Tropem Tureckich Toalet, która zaczyna sie tutaj.)

Siedzę nad Jeziorem Ochrydzkim po stronie albańskiej i rzucam kamyki do wody. Po raz pierwszy chciałbym do tego jeziora wejść. Jak za machnięciem magicznej różdżki, po przekroczeniu granicy Macedonia-Albania, świat wydaje się jaśniejszy, przestronniejszy i bardziej namacalny.

Robię kilka kroków w wodzie, ale mój zapał studzi widok śmieci dziesięć metrów od brzegu. Kilku Albańczyków wyleguje się na plaży, Ochryda została gdzieś tam hen, za horyzontem. Słońce praży jeszcze bardziej bezlitośnie niż w Serbii i Macedonii. Jakieś auto przetacza się w oparach kurzu…

Albania.

Tak, wszyscy powinni tam pojechać. A przynajmniej ci, którzy wymieniają nazwę „Europa”. To powinien być obrzęd inicjacyjny, ponieważ Albania jest podświadomością tego kontynentu. Tak, Albania, to europejskie ID, to jest lęk, który nawiedza nocą śpiący Paryż, Londyn i Frankfurt nad Menem. To jest ciemna studnia, w głąb której powinni zerknąć ci, którym się wydaje, że bieg rzeczy został ustalony raz na zawsze. – pisze Andrzej Stasiuk w „Jadąc do Babadag”.

Tak, wszyscy powinni tu przyjechać, ale „wszyscy”, czyli 90 procent odpoczywających na wakacjach, boi się biedy, brzydzi się śmieci i chce się pochwalić przed sąsiadami statusem poprzez wybór miejsca wakacji. Poza tym mało kto naprawdę wie, co to jest podświadomość…

Trzymam w ręku przewodnik Stanisława Figla o Albanii i myślę, że ta książka też nie zachęca, aby tu przyjechać. Zdjęcia jakby szare, wyblakłe, małe, bez nuty fantazji. Czy tak tutaj będzie?

Ktoś kto pisze przewodnik, szczególnie jeśli jest to jedyny dostępny w krakowskim Empiku, bierze na siebie odpowiedzialność: potencjalny turysta może podjąć na jego podstawie decyzję – jadę tam, albo nie jadę…

– Właśnie wróciliśmy z Wysp Kanaryjskich. A wy gdzie byliście na wakacjach?
– W Albanii.
– Aha. [cisza]…taaaak, no, [cisza]……… Po drodze jeszcze zatrzymaliśmy się na tydzień na Majorce, dla odmiany, że tak powiem, he, he…
– My też. W Rumunii.
– Aha. [cisza]………No taaaaaak, hm, żarcie było super, homary, szwedzki stół, drinki do woli. Wiesz ol inkluziw.
– My bardziej na butli gazowej gotowaliśmy…
– Taaaak, hm, [cisza]………….Z hotelu, wiesz, fajny widok na basen, plażę…
– Raz też rozbiliśmy namiot na plaży, ale trochę wiało.
– Taaaak, hmm, fajnie się rozmawia, no, ale muszę już lecieć…Jeszcze się spotkamy to więcej sobie pogadamy, nie? Pa.
– No, pa.

Wjechawszy do Pogradec zauważamy olbrzymią liczbę myjni samochodowych. Na 300-metrowej uliczce naliczyliśmy ich może z dziesięć. Tam gdzie panuje kult Mercedesów, tam musi być i kult czystości aut. Lavazho, Lavazh, Lavazho Eko, Lavazh Albani, Lavazh Special. Myjnia albańska to często ławeczka i postawiony obok karcher, a „special” w nazwie może się odnosić do posiadania brezentowego dachu, jak również do jego nieposiadania.

Opuszczamy szybko Pogradec wypytując miejscowych „Korcza?”, machając ręką w odpowiednim kierunku, wciskając raz hamulec, raz gaz, by uniknąć stuknięcia czegoś i rozjechania kogoś. Po Korczy może zaglądniemy do Voskopoje, a potem pewnie znów przyjdzie spać gdzieś na dziko. Byle jechać na południe Albanii, które wydaje się o wiele ciekawsze niż północ, ze względu na zabytki UNESCO i riwierę. Byle jechać…

Ponownie napawam się świadomością dziecięcej nieświadomości: nie wiem ile dni już jedziemy i ile jeszcze pojedziemy. Poczucie wolności, nieograniczoności, bycia poza czasem, które codzienne życie okrutnie zamienia na „bieg rzeczy ustalony raz na zawsze”, jak ujął to Stasiuk. Nasza wędrówka ma duże szanse zawadzić o kilka miejsc, do których dotarł i które utrwalił refleksją.

Podchodzą do mnie jakieś dzieciaki, jeden mówi coś, co brzmi jak „Shquip?” Kiwam głową w lewo i w prawo. Tu chyba mniej niż w Serbii będą się dziwić, że nie mówię w lokalnym języku. Faleminderit – dziękuje – tyle to jeszcze zapamiętam, ale Mirëmëngjesi – dzień dobry, Mirupafshim – do widzenia i inne zwroty na końcu przewodnika, nie zachęcają do nauki.

Chłopcy odchodzą, rzucając mi ze śmiechem na pożegnanie „lavazh” i pokazując na samochód. Wiem, wiem, może jeszcze się skuszę na mycie auta, ale nie dziś. W kwestii mycia auta jestem konserwatystą: pozwalam, aby kurz konserwował auto i nie ingeruję w tę warstwę częściej niż raz na pół roku. Czy mam zatem szansę choć trochę zrozumieć Albanię?


CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Albania i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „15b – Albańskie Jezioro Ochrydzkie – pierwsze wrażenia

  1. Pingback: Dwa brzegi Wardaru – wspomnienia z Macedonii | Ekonomia po partyzancku

Dodaj komentarz