5c – Bezdroża wiary i ateizmu – Zvernec

Do zachodu trochę czasu, więc popędźmy jeszcze w okolice Vlory. Kilka kilometrów na północ od miasta leży – ostatni na dziś – monastyr w Zvernec – i co ciekawe leży na wyspie koło laguny. Droga z Vlory prowadzi niemal wzdłuż plaży, co przy okazji podsuwa mi pomysł, aby właśnie tu rozbić się na noc. Znaczną jej część pokrywa sosnowy las, często strasznie zniszczony i zaśmiecony – aż żal patrzeć. Mogłaby z Albanii być druga Chorwacja, a tak, dekady miną zanim swój kraj wysprzątają.

Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w maleńkim sklepiku. Tradycyjnie już, półki w takich sklepach są załadowane zaledwie do połowy. Przypomina to czasy komuny w Polsce. Zastanawiając się nad powodem tego, dochodzimy do wniosku, że Albańczycy mają mało pieniędzy i towar słabo schodzi, co nie skłania sklepikarzy do inwestowania w towary z krótką data przydatności. Oczywiście nasze pojawienie się wzbudza sensację i panikę bo znowu nikt nie mówi po angielsku. Wkrótce z podwórka zostaje ściągnięta nastoletnia córka sprzedawczyni, która sprawnie posługuje się językiem Szekspira.

No i docieramy do długiego na 270 metrów, drewnianego mostu, który prowadzi do wyspy z monastyrem. Tu trzeba zostawić samochód – za darmo. Można tez kupić kukurydze z grilla za 3-4 zł, co też czynię.

Laguna jest bardzo płytka i chyba dałoby się dostać na wyspę idąc przez wodę, ale nie będziemy próbować. Woda nie wygląda rewelacyjnie, lecz nie jest brudna, choć czasami – jak to w Albanii – urozmaicona śmieciem lub butelką. Natomiast to co wygląda na brud, jest po prostu warstwą glonów i innych naturalnych osadów. Na prawo od mostu leży Laguna e Nartes.

Ale oto i monastyr! Nie jest ogrodzony, lecz ledwo zjawiamy się przed nim, ledwo cykam z daleka zdjęcie, z sąsiedniego konaku wypada jakiś gość i krzyczy „No photo! No photo!

Jestem poirytowany – to już drugi monastyr w ciągu jednego dnia, gdzie nawet na zewnątrz nie chcą pozwolić nam robić zdjęć. W żadnym innym kraju się z tym nie spotkałem. Skąd to przeczulenie? Zdaję sobie sprawę, że chyba znam odpowiedź…

Z przewodnika dowiadujemy się, że jutro powinno tu być wielkie święto maryjne, 15 sierpnia (święto Narodzenia Matki Bożej). Dziś powinni pojawić się pielgrzymi, którzy będą koczować przez noc. Nikogo jednak takiego nie widać. Przy mini-barze (tam gdzie kupiliśmy kukurydzę) siedział sobie przy stoliczku pop, i teraz Moja Lepsza martwi się, że nikt do niego nie przyjechał…
– Być może autorowi przewodnika pomyliły się daty lub monastyry – pocieszam ją, bo nie lubię kiedy jest smutna.

Historia tego monastyru jest jakże podobna do tego w Ardenicy: w 1967 wypędzono mnichów, spalono bezcenna bibliotekę, a w środku … internowano opozycjonistów.

Jedno z nielicznych zdjeć wnętrza znalezione w Google.

Zvernec w środku nie jest tak atrakcyjny jak Ardenica, choć ma resztki fresków i drewniany ikonostas. Długo w środku nie zabawiamy i idziemy na mały obchód wokół wyspy. Widać stąd jeszcze jedną, mniejszą wyspę.

Religia w Albanii dzisiaj? 59% Albańczyków przyznaje się do islamu, a 17% do chrześcijaństwa. Pozostałe 24% to ateiści lub inne mniejszości religijne. W szkołach nie wolno nauczać religii. Zaledwie 39% Albańczyków uważa, że religia jest ważnym czynnikiem w ich życiu. (2010 Gallup), co daje Albanii 13. miejsce wśród najbardziej ateistycznych społeczeństw świata.

Ironią historii jest to, że Hodża stworzył z ateizmu nową religię i wprowadził ją tak, jak najczęściej robiono to w przeszłości: nowego boga wpierw przyjmował władca, a potem na siłę musieli go czcić poddani, odrzuciwszy wpierw stare bóstwa.

Po upadku komunizmu Albania stała się ziemią pogańską, o którą biją się tureccy islamiści z arabskimi. Ostatnio zdaje się wygrywać wersja łagodniejsza, czyli ta z Turcji. Padają zarzuty, że Turcja chce poprzez islam odbudować wpływy Imperium Osmańskiego. Na youtube.com znajdziecie też amerykańskich baptystów jak lądują w środku albańskiego interioru i puszczają w wiosce film o Jezusie, ku irytacji prawosławnych zakonnic. Hodża zapewne się śmieje. Z piekła.

Jeśli mieliście nadzieję, że chociaż tutaj na odludziu nie będzie śmieci, to się myliliście. Ale krabom to nie przeszkadza:

Żegnamy monastyr i szutrową dróżką podjeżdżamy na plażę.

Jest koło 17:00 i obecnie kręci się tu jeszcze multum ludzi. Rozbijamy się koło oficjalnej plaży w pobliżu Italiańców, zapewne to albańscy Włosi. Na gazowej kuchence gotujemy makaron czym wzbudzamy u naszych sąsiadów zdumienie i pożądliwość, głośno wyrażaną okrzykami „Pasta! Pasta!”.

Najedzeni, zwycięzcy masterchefowie, nurzamy się w falach morza, które tutaj jest zadziwiająco płytkie. Idę 100 metrów w morze stopniowo się zanurzając po pas, gdy nagle, dno zaczyna się powoli … wznosić i znowu wody jest ledwo ponad kolana, dopiero kolejne sto metrów pozwala zanurzyć się po szyję.

Woda jest czysta, ale plaża oczywiście zaśmiecona, i każdy kto tu przychodzi, musi zacząć rozbijanie namiotu od uprzątnięcia tego co plażowicze zostawili. Rozglądam się i nasłuchuję, ale nie ma żadnych innych obcokrajowców oprócz wspomnianych Włochów. Znowu mam wrażanie bycia w miejscu dosyć dziewiczym dla Polaków.

Plaża, a właściwie krajobraz jaki się roztacza po drugiej stronie tej zatoki, bardzo nam się podoba. Z lewej widać góry koło Przełęczy Llogara, a w prawo ciągnie się półwysep Karaburun. Taplamy się w wodzie do 19:30, kiedy to ostatni ludzie zaczynają schodzić z plaży.

Na lewo:

Na środku:

Na prawo: (A widzicie ten punkcik na morzu? To główka jednego z nas – niewykluczone, że pełzającego po dnie tej płycizny.)

Tuż obok, na przejściu prowadzącym z plaży do drogi, znajduję lekkie obniżenie, w którym chcę rozbić namiot. Z drogi namioty nie będą widoczne, bo zaraz wjadę tu samochodem, tak aby zablokować tę przełączkę. Z plaży, jak tylko zapadnie zmrok, też nie będzie zbytnio widać namiotów.

Zaczynam wyrównywać teren i usuwać śmieci, czym wzbudzam zainteresowanie ostatniej starszawej pary, która od tego momentu zaczyna się zwijać niesamowicie wolno. Ewidentnie chcą zobaczyć po co wypłaszczam teren. Nie chcąc zdradzać naszych zamiarów, więc ściągam tu Moją Lepszą z Młodymi i … rozkładamy koc, wyciągamy ponownie kuchenkę i zaczynamy robić herbatę. To przekonuje parę Albańczyków, że nic ciekawego tu się nie będzie działo.

Śmieję się, że ten Albańczyk, to może 20 lat temu w Securite pracował i donosił. Nie chcę, aby ktoś nam policję na kark sprowadził, choć pewnie nic by nam nie zrobili, bo odnoszą się oni do cudzoziemców bardzo przychylnie, jak i generalnie reszta Albańczyków.

Około 100 metrów od nas jest oficjalna plaża z kawiarnią – tam coś się dzieje do około 22:00 – wrzaski, muzyka, śmiechy. Zasadniczo została teraz już tylko obsługa, bo plażowicze zmyli się przed zmierzchem. Jednak już wcześniej, koło 21:00, kiedy było już dosyć ciemno, kilkoro ludzi przeszło plażą w naszym kierunku, trochę się patrzyło w naszą stronę i wróciło. Zapewne zauważyli migotanie naszych latarek poprzez drzewa i wybrali się obadać sytuację. Zastanawiam się co widzieli i czy przypadkiem się nie przestraszyli. Jeśli tak, to dobrze.

Teraz w świetle nocy, miejsce jest jeszcze piękniejsze widokowo. Ale nie podoba mi się, że biwakujemy na samym przejściu na plażę. Chyba przez to nie za bardzo mogę spać. Wychodzi księżyc w pełni – widok na morze, na światła 100-tysięcznej Vlory i na ponury cień półwyspu Karaburun jest bajkowy. Wywalam głowę z namiotu i wpatruję w niebo. Moja Lepsza ze zmęczenia usypia szybko. Morze lekko szumi, fala za falą odmierzają czas. Wciąż nie mogę spać, waruję jak pies. Zastanawiam się jak wcześnie rano pojawią się pierwsi plażowicze i postanawiam się, że ostatni raz rozbijam się tak blisko miejsca gdzie łażą ludzie.

Morze świateł Vlory, tysiące ludzkich bytów przygotowujących się do snu… Zastanawiam się czy pop w Zvernec wciąż siedzi i czeka…


CIĄG DALSZY>>>

Ten wpis został opublikowany w kategorii Albania i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „5c – Bezdroża wiary i ateizmu – Zvernec

  1. izanoto pisze:

    Przeszliście wyspę dookoła? Nie trafiliście na niewielki budyneczek? Nie chce mi się grzebać w książeczkach, ale to chyba kaplica. Pamiętam, że są tam pozostałości fresków. To jedno.
    Kwestia religii jest troszkę bardziej pokomplikowana, bo ich wiara i Bóg sprawa indywidualna i… ja nie spotkałam ani jednego ateisty w naszym tego słowa rozumieniu 🙂

    • panhoryzontu pisze:

      Nie, całej w kółko nie obeszliśmy. (Ja bym chciał, ale reszta rodziny jest mniej eksploracyjnie napalona.)

      Nie wiem czy w Polsce jest jakiekolwiek rozumienie słowa „ateista”, bo sie o tym nie mówi. Niedawno mi przyszło do głowy ogądając telewizję, że to temat tabu, bo o nie widziałem jeszcze materiału na ten temat.

      A pisząc o Albanii, to masz na myśli, że jednak każdy sobie w „coś tam” wierzy tylko niechętnie poddaje się zinstytucjonowanym formom religii?

      • izanoto pisze:

        Tak jak mówisz – każdy sobie w „coś tam” wierzy. Czasem powstają z tego genialne miksy. Mój kolega bektaszyta – ojciec bektaszyta, matka… no katoliczka, ale cholera za nic nie wiem czy prawosławna czy zachodnia… Nikt do świątyni nie chadza żadnej, ale kolega twierdzi, że boi się TYLKO Boga i Bóg mu w życiu wiele razy pomógł.
        Ateizm w „naszym” rozumieniu jest tabu – tu masz rację, bo kojarzy się z komunistami, którzy tępili religię. Polskie media nie potrafią się do niego odnieść dlatego pokutuje obraz ateisty – bezbożnika. Ewentualnie człowieka kompletnie oderwanego od Boga, idei czegoś wyższego.

        • panhoryzontu pisze:

          W spisie z 2011 tylko 2,5% Albańczyków określiło się jako ateiści. We Francji 40% ludzi deklaruje, że nie wierzy w żadną duchowa siłę. Moc rewolucji Francuskiej była jednak silniejsza od rządów Hodży… 🙂

          • izanoto pisze:

            Zastanawiam się czy ta wiara Albańczyków nie jest związana z ogólnym uduchowieniem Balkanów. To jest jednak mocno (brakuje mi lepszego słowa o tej godzinie) mistyczny obszar.

Dodaj komentarz